Posted by Bezimienny on mar 11, 2012

Jak załatałem dziurę w niebie

karta dziura w niebie„Kult” jest jedną z tych nielicznych karcianek, o których jeszcze nic nie wiedziałem, a już chciałem ją mieć – zaczęło się od tego, że kiedyś kumpel powiedział mi o zarypiaszczej i klimatycznej karciance, w którą moglibyśmy grać. Etap „Doom Troopera” trwał wtedy u nas w najlepsze, ja byłem już szczęśliwym posiadaczem talii Bractwa z Kardynałem Durandem na czele mej armii, kumpel grał Legionem Ciemności i obaj mieliśmy na co wydawać pieniądze, ale jakoś doszło do tego, że kupiliśmy po podstawce. I po pierwszej rozgrywce „Kultu” DT poszedł w odstawkę na dłuższy czas, a my opracowywaliśmy coraz to nowe strategie mające zmiażdżyć przeciwnika przy użyciu „stockowych” talii.

Pamiętam jak dziś, że moim Archontem był Yesod, kolega wybrał Hareb-Serapa. Potem, kiedy dorwaliśmy się do pewnej ilości boosterów, sytuacja się troszkę wyklarowała i założyliśmy przeciwstawne obozy – ja grałem Archontami, kolega Aniołami Śmierci i zaczęło być jeszcze ciekawiej. Nawet czasem wygrywałem, szczególnie w pierwszych rozgrywkach, bo potem kumpel dorwał się do Gamichicotha i choć kombinowałem jak mogłem, to zwykle zamiatał mną podłogę aż miło… Ale dzięki temu zdołałem przetestować Binah, Hoda, wspomnianego już Yesoda i Netzacha. Temu ostatniemu jestem zresztą wierny do dziś i choć ostatnio grałem w „Kult” już dłuższą chwilę temu (kolega mieszka w innym mieście, kilkaset kilometrów ode mnie…), to sentyment i fascynacja grą pozostały. A kilka dni temu nareszcie udało mi się uzupełnić moją kolekcję o ostatnią brakującą kartę – była nią „Dziura w niebie”…

Post a Comment

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *